Komentarze: 0
Naprzód spieszyli ze szkoły synowie wdowy, Jaś i Franek o wesołych oczach i zdrowiem tchnących policzkach, udani w matkę, obiecujący wytrwale borykać się na twardej glebie społecznej. później nadciągali inni stołownicy, i pokój jadalny napełniał się wrzawą i gwarem.
Wszystkie te osoby znające się dobrze i spotykające codziennie, tworzyły niejako koło jednej rodziny. Rozgałęziona sieć tramwajów ułatwiała komunikacye z centrum miasta, do tego ustronia pociągającego urokiem wiejskiej ciszy. Dziennikarz miejscowej gazety, adjutant umieszczonego w pobliżu pułku i paru studentów, których w te strony ściągnęła taniość mieszkania, składali to zwykłe grono.